Sanatorium Uzdrowiskowe Chemik – rehabilitacja, leczenie, wypoczynek - Ciechocinek

w Ciechocinku

Święta Bożego Narodzenia

Tego na pewno nie wiedzieliście

Boże Narodzenie i spotkanie z duchami

Boże Narodzenie to czas, kiedy otwierały się granice między światami. Mieszkańcy innych wymiarów mogli spokojnie pałętać się po naszym. Zarówno ci przychylnie, jak i wrogo nastawieni. Trzeba było uważać, żeby im nie uchybić. Słowianie wierzyli, że 25 grudnia rodzi się słońce. Trzeba więc zostawić je w spokoju, nie przeszkadzać, bo jak coś pójdzie nie tak… aż strach pomyśleć. Dlatego wszystkich obowiązywał ścisły rytuał.

Zwyczaje Bożego Narodzenia – wolne w Wigilię

Mieszkańcy innych światów zaczynali przenikać do naszego już w Wigilię. Wszyscy uważali, żeby ich w żaden sposób nie obrazić ani nie uszkodzić. To, że byli niewidzialni, utrudniało sprawę. Największe zagrożenie stanowiły ostre przedmioty – siekiery, noże, igły, nawet grzebienie. Dlatego wprowadzono na ten dzień bezwzględny zakaz pracy od zachodu słońca. Za jego złamanie groziły najbardziej dotkliwe kary. Na przykład śmiałek rąbiący drewno w wigilijną noc musiał liczyć się z tym, że umrze w nadchodzącym roku, a jego dusza nie trafi do czyśćca czy nawet do piekła, ale na Księżyc!

Księżyc to ostateczne miejsce zesłania, tam nawet Diabeł nie zagląda (dlatego schronił się na nim Twardowski). Duszę zesłaną na ten zimny glob czeka wieczna samotność i zapomnienie. Nie ruszy się stamtąd nawet w dniu Sądu Ostatecznego. Oprócz rąbania także przędzenie, cięcie i krojenie były obłożone najcięższymi karami. Dlatego cała świąteczna uczta musiała być przygotowana na zapas – do wigilijnego zachodu słońca. Prace bez użycia ostrych narzędzi traktowano jako lżejsze, ale wciąż niebezpieczne przewinienia. Nawet wykonywanie gwałtownych ruchów mogło sprowadzić nieszczęście należało zachowywać się godnie, spokojnie, nie podnosić głosu i nie gestykulować.

Boże Narodzenie w Polsce – czas cudów 

„Portal” do zaświatów najszerzej otwierał się w dzień Bożego Narodzenia, choć już w wigilijną noc robiło się gorąco. Dlatego, znów w ramach daleko idącej ostrożności i prewencji, w tym czasie obowiązywał zakaz wychodzenia poza gospodarstwo. Żeby przypadkiem niczego złego nie wpuścić i nie pozwolić niczemu dobremu uciec. Istoty z innych światów lubiły co nieco sobie przywłaszczyć – gdy ktoś wyszedł za płot mimo zakazu, mogły pójść jego śladem i wynieść z obejścia dostatek, zdrowie, szczęście… W wigilijną noc „woda w źródłach, potokach i rzekach zamienia się na chwilę w wino (…) miód, niekiedy nawet w płynne złoto”. Drzewa i kwiaty budzą się z zimowego snu, wyglądają spod śniegu, by na chwilę rozkwitnąć, a potem znów chowają się i śpią aż do wiosny.

Kolędnicy w Boże Narodzenie

Rankiem 26 grudnia można było wyjść poza gospodarstwo albo wpuścić kogoś za próg. Pierwszy gość musiał być mężczyzną. Najlepiej młodym i zdrowym – taki przynosił szczęście. Nie daj Boże, żeby w progu jako pierwsza pojawiła się kobieta! Wyjątkowymi gośćmi byli kolędnicy – wysłannicy „innego świata”. Stąd brało się wśród nich tyle magicznych postaci: śmierć, baba, koza, koń maszkara, dziady, tur… Dzięki nim można było udobruchać „tamten świat”. Troszkę go przekupić podarkami, zapewnić sobie ochronę, a może nawet przychylność. Kolędnikom wolno było więcej niż zwykłym śmiertelnikom. Dokazywali więc, ile wlezie. Diabeł mógł skakać po meblach i piecu; dziad – bić różańcem. Ganianie panien czy podkradanie rzeczy ze spiżarni uchodziło im płazem. Gospodarze nie śmieli się gniewać.

Zwyczaje świąteczne – psikusy na szczęście

W święta nagminnie płatano sobie nawzajem figle „na szczęście”. I to jakie! Niejeden gospodarz budził się drugiego dnia świąt w ciemnościach, bo nocą… zamalowano mu wszystkie okna wapnem albo sadzą. Szczególnie narażeni byli ojcowie panien na wydaniu. Musieli się liczyć z tym, że lokalni kawalerowie uprowadzą im wóz i… wciągną go na dach obory. Albo zatarasują wyciągniętymi ze stodoły bronami/pługami drogę do gospodarstwa. Innym rytualnym żartem była kradzież bramy albo furtki wejściowej i schowanie jej w obejściu.

Potrawy wigilijne – wróżenie z kutii

Świąteczna kolacja była najważniejszym posiłkiem w roku, uczestniczyli w niej domownicy i… dusze przodków. Duchom należało dogadzać, stąd w świątecznych potrawach tyle składników kojarzonych ze śmiercią i odrodzeniem. Mak zacierał granice między światami, był przysmakiem zarówno żywych, jak i zmarłych. Tak samo grzyby. W Anglii i niektórych krajach skandynawskich długo utrzymywało się przekonanie, że są przeznaczone wyłącznie dla mieszkańców zaświatów, dlatego żywi omijali je szerokim łukiem. Połączenie maku i miodu sprzyjało wróżbom. Żeby dowiedzieć się, co nas czeka w nadchodzącym roku, najlepiej było wsadzić łyżkę do kutii, zmieszać, a potem wyrzucić ją jak najwyżej. Przykleiła się do powały – będzie urodzaj. Odpadła? No cóż…

Ciekawostki o Bożym Narodzeniu 

W Gody (czyli od Wigilii do 6 stycznia) mieszkańcy wsi zamieniali się w złodziei. I to legalnie. Rytualna kradzież była powszechnym zwyczajem – gwarancją dobrobytu. Chodziło o to, żeby w czasie odwiedzin u krewnych czy znajomych wynieść coś z obejścia. Ale nie jakiś drobiażdżek, tylko coś, czego brak od razu zostanie zauważony: koszule, korale, jakieś narzędzie gospodarskie. Tak zaklinano los – bo skoro czegoś nam w święta przybyło, to w nadchodzącym roku przybędzie nam jeszcze więcej. Ukradzione przedmioty należało zwrócić do końca Godów, i to uroczyście.

Dawne zwyczaje – z kosą pod stołem

Myślicie, że wystarczy pod obrus wsadzić trochę siana, żeby wszystko się dobrze ułożyło? Nasi przodkowie podchodzili do sprawy poważniej. Zapomnijcie o sianku bożonarodzeniowym (snopek stał w rogu chałupy) – pod stół ładowano cały arsenał: pług, bronę, lemiesz, kosę… Ważne, żeby było twarde, żelazne i służyło do pracy rolniczej. W ten magiczny sposób zabezpieczano pole, chroniono je przed szkodnikami i klęskami naturalnymi. Ale to nie koniec. Nogi stołu należało obwiązać sznurem lub łańcuchem, by „chleb się trzymał domu”, czyli żeby zatrzymać dobrobyt. Co do ryzyka zacięcia się podczas uczty wigilijnej o czającą się pod obrusem kosę, to było ono minimalne. Zwyczaj nakazywał siedzenie na swoim miejscu niemal bez ruchu i w milczeniu. Tylko gospodyni mogła wstać od stołu, żeby coś przynieść.

Inspiracja: https://www.werandacountry.pl/hobby-i-praca/zwyczaje/boze-narodzenie

 

W naszym Sanatorium, w obecnym czasie, możecie czuć się spokojni. Nie będziemy martwić się o złe duchy, bo wśród nas przebywają sami dobrzy ludzie. Pod obrusem nie będzie siekiery, a sianko. Życzenia również składać sobie będziemy w przyjemnej atmosferze. Jak co roku, okres świąteczny jest u nas pełen kuracjuszy, co powoduje, że czujemy się jak wśród najbliższej rodziny.